Państwo Rose: luźna produkcja na pochmurny wieczór [POLECAM]

Waldek Sumski9 grudnia, 2025

Państwo Rose w nowej wersji wymiata! Istotną zmianą względem pierwowzoru jest dodanie konfliktowi bohaterów wyraźnego kontekstu kulturowego. Zamiast pary pewnych siebie amerykańskich nuworyszy otrzymujemy dwoje wygadanych Brytyjczyków, którzy próbują znaleźć swoje miejsce w Stanach Zjednoczonych — kraju, gdzie nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy broni palnej potrafią urządzać towarzyskie spotkania na strzelnicy.

Państwo Rose cały film to hit z doborową obsadą

Amerykańscy znajomi Theo i Ivy (Andy Samberg i Kate McKinnon) mogą wymieniać się złośliwościami, ale gdy dopada ich związkowa stagnacja, przyjmują ją z rezygnacją i poczuciem, że „tak po prostu bywa”. Rose’owie natomiast, choć na pierwszy rzut oka wydają się pełni wzajemnego zrozumienia, wolą maskować swój ból ironią i ostrym sarkazmem. Jak trafnie komentuje sam Theo: to, co Amerykanom wydaje się dziecięcą złośliwością, dla Brytyjczyków jest jedynie precyzyjnie wycelowaną ripostą.

Największą siłą filmu pozostaje nieustanna słowna szermierka między bohaterami. W swoich najlepszych momentach „Państwo Rose” przypominają Historię małżeńską opowiedzianą w tonacji screwball comedy — lekkiej w formie, a jednocześnie boleśnie celnej. Energia kolejnych dialogowych potyczek to zasługa zarówno językowej finezji Tony’ego McNamary, jak i fenomenalnej chemii ekranowej duetu Cumberbatch–Colman, który potrafi być na przemian czarujący, lodowaty, zabawny i okrutnie cyniczny.

Całe to buzujące napięcie znajduje kulminację w scenie kolacji z przyjaciółmi. Riposty bohaterów robią się coraz bardziej jadowite, żart miesza się z raną, a widz w jednym momencie śmieje się… i odczuwa rosnący dyskomfort. A kiedy słowa przestaną im wystarczać, kiedy wszystkie stłumione przez lata żale wyleją się na powierzchnię, państwo Rose sięgną po argumenty znacznie bardziej dosadne niż błyskotliwe cięte riposty.

Napięcie dojrzewa, a subtelny konflikt narasta

Oczywiście sam scenariusz to jedynie słowa na papierze — prawdziwą siłę filmu buduje jego obsada. Benedict Cumberbatch i Olivia Colman niosą tę historię z taką intensywnością, że niemal czuć, jak energia ich gry wypełnia ekran. W każdej scenie drzemie potencjał, by stać się idealnym klipem zachęcającym niezdecydowanego widza do seansu. Ich duet bywa tak ekspresyjny, że momentami film zyskuje niemal teatralny charakter. To w dużej mierze zasługa ich aktorskiej bezpośredniości — podejścia kojarzącego się z grą przed żywą publicznością, gdzie każde emocjonalne przeciągnięcie ma wagę i natychmiastowy efekt.

  • Nie oznacza to jednak, że film jest pozbawiony wad. Wielu recenzentów zwróciło uwagę na nierówne tempo narracji — i trudno całkowicie się z nimi nie zgodzić.
  • Produkcja startuje z impetem, po czym przechodzi w dłuższy, zaskakująco powolny segment, by na końcu znów przyspieszyć i zakończyć się mocnym akcentem.
  • Osobiście uważam, że w pewnym sensie jest to celowy zabieg: środkowa część ma być przestrzenią, w której napięcie dojrzewa, a subtelny konflikt narasta, by finalnie eksplodować zarówno metaforycznie, jak i dosłownie.

Choć mnie to nie raziło, łatwo mi sobie wyobrazić widzów, którzy w tym spokojniejszym fragmencie poczują znużenie. Film balansuje bowiem na cienkiej granicy między świadomą dramaturgiczną pauzą a ryzykiem utraty uwagi widza. To moment recenzji, w którym warto zatrzymać się nad przekazem filmu. Moim zdaniem „Państwo Rose” opowiadają przede wszystkim o tym, jak potężna, szczera miłość może przerodzić się w katastrofę, jeśli trafi na niewłaściwe warunki — a konkretnie na brak dojrzałości emocjonalnej. Reżyser i scenarzysta zdają się podkreślać, że uczucie samo w sobie nie wystarczy; relacja wymaga wysiłku, odpowiedzialności i otwartej komunikacji.

Twórcy zdecydowali się dać aktorom sporą swobodę

Ten motyw najpełniej wybrzmiewa w finale. Choć przez lata łączyły ich szczęście i namiętność, Ivy i Theo nie są już w stanie się porozumieć. Film jasno sugeruje, że Ivy nigdy nie weszła w ich związek w sposób naprawdę dorosły, unikając obowiązków i konsekwencji wspólnego życia. Z kolei Theo, zamiast nazwać swoje emocje i powiedzieć żonie, jak bardzo jest nieszczęśliwy, pozwalał, by frustracja narastała w nim przez lata i powoli zatruwała wszystko, co ich łączyło.

Tak więc historia Rose’ów staje się nie tylko satyrą na małżeńskie rozpadanie się od środka, ale też gorzką lekcją o tym, że milczenie i niedojrzałość mogą doprowadzić do zniszczenia czegoś, co kiedyś było piękne i silne. Za kamerą „Państwa Rose” stanął Jay Roach — reżyser znany z klasycznej komedii Poznaj mojego tatę oraz politycznego dramatu Gorący temat. Scenariusz wyszedł spod pióra Tony’ego McNamary. Film luźno nawiązuje do powieści Warrena Adlera o tym samym tytule, po raz pierwszy zekranizowanej w 1989 roku.

Tym razem casting postawił poprzeczkę równie wysoko, angażując jednych z najbardziej utalentowanych brytyjskich aktorów swojego pokolenia: Olivię Colman i Benedicta Cumberbatcha. To właśnie ich ekranowa chemia staje się fundamentem nowej wersji historii. Równie imponująco prezentuje się drugi plan. W rolach pobocznych pojawiają się m.in. Ncuti Gatwa, Kate McKinnon, Allison Janney i Andy Adler. Co ciekawe, twórcy zdecydowali się dać aktorom niezwykłą swobodę — nie musieli trzymać się scenariusza linijka po linijce, mogli improwizować, dopowiadać i modyfikować dialogi według własnego wyczucia. Jak sami przyznają, taka praca była dla nich czystą przyjemnością.

Waldek Sumski

Nazywam się Waldek i od ponad 8 lat pasjonuję się fotografią, filmowaniem oraz technologicznymi nowinkami ze świata sprzętu. Moja przygoda zaczęła się od pierwszego analogowego aparatu, a dziś testuję najnowsze kamery, obiektywy i gadżety, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem z czytelnikami bloga. Łączę techniczne podejście z artystycznym spojrzeniem na obraz – niezależnie, czy chodzi o idealne ujęcie w złotej godzinie, czy dopasowanie ustawień do dynamicznej sceny filmowej. Wierzę, że dobry sprzęt to tylko początek – liczy się przede wszystkim pasja i umiejętność opowiadania historii obrazem.

Udostępnij: